Komentuj, obserwuj tematy,
Załóż profil w salon24.pl
Mój profil
Jakub Lubelski Jakub Lubelski
368
BLOG

Zawiadamiamy Was, że żyjemy! Notatki po spektaklu

Jakub Lubelski Jakub Lubelski Rozmaitości Obserwuj notkę 24

W nocy z sobotę na niedzielę, w ramach obchodów 65-tej rocznicy "godziny W", miałem okazję w Muzeum Powstania Warszawskiego zobaczyć spektakl „Zawiadamiamy Was, że żyjemy. Dubbing 44”. Na sali zasiadł Sławomir Sierakowski, Marszałek Marek Borowski czy Jan Klata. Innymi słowy śmietanka pisowskiego elektoratu, jak bowiem nie od dziś wiadomo, Muzeum Powstania, to prawicowy "przyczółek tylko jednej partii." Chciałbym zobaczyć minę autore tej tezy, Władysława Bartoszewskiego, gdyby tak mógł posłuchać i zobaczyć, jak się bawi ów „pisowski” elektorat.

Scenariusz spektaklu powstał na podstawie kolażu tekstów współczesnych młodych autorek, które w swej prozie powracają do tematyki Powstania Warszawskiego. Są to "Kieszonkowy atlas kobiet" Sylwii Chutnik, "Córka myśliwego" Moniki Powalisz oraz opowiadania Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk ("Walizka", "Szajba", "Żelazna kurtyna").

Reżyser spektaklu, Marcin Libera, na nowo ożywił wnuczkę-metalówkę, mówiącą beznamiętnym tonem o zabijaniu zwierząt, o tym, że nie rozumie pojęcia "naród" czy opowiadającą o tym jak służyła jako przykładowy manekin na zajęciach z przysposobienia obronnego czy też wychowania obywatelskiego. Ożywił Marię, która przyżyła okupację jako mała, żydowska dziewczynka, która obwinia się o śmierć matki. Maria bardzo ekspresyjnie krytykowała język polskiej martyrologii, w którym nie ma miejsca na doświadczenia wojenne kobiet, nie ma opowiesci o gwałtach, nie ma opowieści o tym, co czuła matka, na oczach której roztrzaskuje się jej małe dziecko o beton, nie ma wreszcie opowieści o kobietach, które zaciągano siłą do wojennych domów publicznych. Ich doświadczenia nie funkcjonują w polskim języku bohaterskich wyczynów heroicznych.

 Był też monolog powstańca, który przez kilkanaście minut raczy nas wspominkami, anegdotami i żartami z Powstania, na końcu zaś, nie jako pod wpływem śmierci Jana Pawła II przyznaje, że nas wkręcał i że w Warszawie w 1944 roku w ogóle go nie było. Oprócz tego mamy do czynienia z wątkiem kobiety pracującej w Muzeum Powstania Warszawskiego, która jest na skraju załamania nerwowego oraz oglądamy wesołe ognisko podczas którego znajomi Niemiec i Polak ustalają nową wrsję polsko-niemieckiej historii. Kiełbaska w tym czasie przypala się tylko od jednej strony. Całość kończy piosenka Doroty Masłowskiej pod tytułem "Zawiadamiamy Was, że żyjemy":

"(...) Zawiadamiamy Was, że żyjemy,

żesmy cali zdrowi, że pełni sił

Dziękujemy wam ogromnie za krew oddaną,

bardzo sie przydaje nam do żył.

Zawiadamiamy was, że żyjemy,

żeśmy zdrowi, wolni i że pełni sił

wciąż pamiętamy

skąd we krwi naszej

tyle tej waszej krwi."

 Muszę powiedzieć, że tak jak całość miała intrygujące fragmenty, tak piosenka Masłowskiej bardzo mnie zaskoczyła i spodobała mi się. Ciekaw jestem, jak ocenił by te piosenkę choćby taki Bartosz Machalica z "Krytyki Politycznej", co to ostatnio w salonie24 wybierał życie, tak jakby powstańcy żyć nie chcieli i tak jakby jakimiś zolennikami umierania byli. Krew powstańców która i nam sie tu i teraz przydaje - według myśli Masłowskiej - to przeciez myśł obrazoburcza.

Podczas spektaklu oprawę muzyczną zapewniał zespół grindcorowy Antigama. Organizatorzy przy wejściu rozdawali specjalne stopery do uszu, dla tych, którzy nie będą w stanie znieść natężęnia decybeli zapewnianych przez grindcorowe trio. Wykrzykiwany, wyziewany, wyrykiwany tytuł piosenki i przedstawienia do dzisiaj pozostaje mi w uszach. W trakcie kiedy ciezki riff gitarowy toczył się w tle niczym gąsienica niemieckiego czołgu, na slidach wyświetlano zdjęcia warszawskich powstańców. ZAWIADAMIAMY WAAAAAAS, ŻE ŻYJEMYYYYYYY!

Wciąż dudni mi to w uszach. Minęło kilka dni. Z postaciami mam jednak problem. Gdyby bowiem metalowa wnuczka miała reprezentować "współczesną młodzież", była by to zbyt jednostronna i jaskrawa repezentacja. Maria porusza. Kiedy na policzku aktorki pojawiła się łza, to naprawdę robi wrażenie. Pozostaje jednak czucie dystansu, dystansu wobec zbyt całościowej i ideologicznej wymowy postaci kobiecej. Na końcu zaś powstaniec. Tak ten, który nas wkręca. Kiedy przyznaje, że wszytsko co nam opowiadał to bujda, przyjmuje to ze spokojem. A to coś nie tak. Powinienem się chyba oburzyć. Spektakl w kilku momentach zaskakuje, jego słabością jest na pewno to, że spore partie tekstu aktorzy poprostu czytają.  To są momenty, w których nieco traci się poczucie, że ktoś cos do nas mówi. Wyłączamy się. Słabość tę, usiłuje się naprędce ukryć, dodając do tytułu "dubbing". Że to zamierzone. Zabieg nie jest jednak przekonujący. Jednak nie jest to najważniejsze. Najwazniejszy jest bowiem "stan po". A wychodzi się naprawdę obitym i usiłującym odzyskać utraconą równowagę. Można domniemywać, że stan psychofizyczny w jakim znajdujemy się po przedstawieniu, to cel twórców spektaklu.

W przestawieniu występują: Stanisław Brudny, Leon Charewicz, Małgorzata Rożniatowska, Anna Sroka, Mirosław Zbrojewicz oraz Agnieszka Podsiadlik. Po premierowym przedstawieniu w nocy 1 sierpnia, spektakl można oglądać w Muzeum Powstania Warszawskiego codziennie do 7 sierpnia o godzinie 22.00. Mimo zastrzeżeń i wątpliwości - zawiadamiam - warto pójść, warto przeżyć!

PS. Własnie przeczytałem, że wszystkie wejściówki już rozdane...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości