Jakub Lubelski Jakub Lubelski
67
BLOG

Setny wpis. Dwa lata w salonie

Jakub Lubelski Jakub Lubelski Polityka Obserwuj notkę 11

 

Wszystkiego najlepszego blogu, dziś są Twoje drugie urodziny. Nie nie, nie będę gadał do swojego bloga, nie jest tak kiepsko. Najzwyczajniej w świecie, uświadomiłem sobie tylko, że to właśnie w walentynki, równo dwa lata temu, założyłem Nową wspaniałą redakcję w salonie24. (Każdy obchodzi walentynki jak umie). Co tu więcej można powiedzieć? Wiele się w tym czasie zmieniło w moim życiu. Ale wspominków nie będzie. Nie lubię też maniery, którą czasem można spotkać na jakichś szacownych łamach. Na 10-lecie pisma wraca się na przykład do manifestu z pierwszego numeru i z błogim zadowoleniem się twierdza: - No tak, tak właśnie pisaliśmy zakładając pismo, idee którym wtedy hołdowaliśmy pozostają wciąż aktualne. Amen.
 
Jakoś drażni ta oklepana formuła. I coś mnie podkusiło, podkusił mnie nie wiem kto, ale sam tak zrobię. Na przekór i wbrew. W swoim pierwszym wpisie zatytułowanym Blogowanie jako zawód i powołanie, za swego rodzaju motto-manifest założycielski, przyjąłem fragmenty z pięknego opowiadania Tomasza Manna pt. Tonio Kruger: "Literatura nie jest w ogóle powołaniem, tylko przekleństwem (...) Kiedy zaczyna się czuć to przekleństwo? Wcześnie, straszliwie wcześnie. W czasie gdy należałoby słusznie żyć jeszcze w spokoju i zgodzie z Bogiem i światem." - Jak to jest z blogowaniem? Dlaczego wszyscy założyliście swoje "nowe wspaniałe redakcje"? – pytałem.
 
Co na tak postawione pytanie mógłby nam odpowiedzieć Tonio Kruger? "Gdy go spytano, czym, na miłość boską, chce zostać, dawał zmienne odpowiedzi, gdyż zwykł był mówić (a nawet napisał to sobie), że nosi w sobie możliwości tysiąca form istnienia, wraz z tajemną świadomością, że w gruncie rzeczy wszystkie są niemożliwościami...". Nie chodzi tu o silenie się na artystyczne pozy. Jednak trzeba powiedzieć jasno, jest coś trafnego w tej myśli, ona chyba jakoś oddaje fenomen internetu, mimo iż wyrażona przez umysł, który nie mógł doświadczyć jego przekleństw i błogosławieństw.
 
Na końcu składałem obietnicę, która nie do końca jest jeszcze dla mnie jasna, aczkolwiek traktuję ją dość serio, bez cienia ironii – rzec można – bardzo poważnie. Autor bloga "oddał się cały mocy, która wydawała mu się najwznioślejszą na ziemi, której służyć czuł się powołanym i która obiecywała mu wielkość i zaszczyty; oddał się mocy ducha i słowa, królującej z uśmiechem nad bezwiednym i niemym życiem. Oddał się jej z młodzieńczą namiętnością, ona zaś nagrodziła go wszystkim, co ma do darowania, i zabrała mu wszystko, co zwykła odbierać jako zapłatę." Myśl o konieczności przyszłej zapłaty wciąż męczy. To jakaś umowa z Faustem? Proszę o intuicje w tej sprawie. Wszystkiego dobrego dla Was!
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka